poniedziałek, 23 marca 2009

REFORMA SZKOLNICTWA WYŻSZEGO – STRACH SIĘ BAĆ.

Jak będzie wyglądać szkolnictwo wyższe w Polsce za 10 lat? Być może nawet nie trzeba będzie ruszać się z domu, żeby studiować. A za 5 lat? Może sprzęt do badań naukowych dorówna światowym standardom. A za rok czy dwa? Tego właśnie dotyczyła dyskusja tocząca się 12 marca w Sali Kolumnowej Sejmu RP. A przynajmniej tego miała dotyczyć…

Na spotkaniu obecni byli przedstawiciele Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD), Banku Światowego, Komisji Europejskiej oraz urzędów odpowiedzialnych za szkolnictwo wyższe z Niemiec, Wielkiej Brytanii, Szwecji, Finlandii, Holandii i Francji. Nie mogło również zabraknąć prof. Barbary Kudryckiej, minister nauki i szkolnictwa wyższego. Zawiodłam się nieco, gdy już na początku minister stwierdziła, że nie będzie mowy o konkretach, a jedynie analiza światowych nowoczesnych trendów. Tylko po co? Żeby przekonać się, że póki co, nie mamy szans na wprowadzenie tych rozwiązań?

Najbardziej rozbawiła mnie wizja Jamila Salmi, koordynatora systemu szkolnictwa wyższego Banku Światowego. Ciekawym pomysłem byłoby zwracanie pieniędzy wpłaconych uczelni studentom, którzy po obronie pracy magisterskiej nie znaleźli pracy. Szkoda tylko, że Pan Salmi nie orientuje się w naszych realiach, bo wtedy wiedziałby, że po przyjęciu tego rozwiązania polskie uczelnie nigdy by się nie wypłaciły! W jego utopii rząd w niewielkim stopniu finansuje szkolnictwo wyższe, natomiast organizacje pozarządowe i przedsiębiorstwa gotowe są przekazać więcej pieniędzy niż uczelnie są w stanie wykorzystać. Marzenia… Które jednak Salmi poparł przykładami zaczerpniętymi z praktyki zaobserwowanej w różnych krajach świata. Godne pozazdroszczenia, bo naszych NGOsów na taką rozrzutność nie byłoby stać.

Projekt zmian wysunięty przez MNiSW to trzeci filar reformy. „Partnerstwo dla wiedzy”, bo taką nosi nazwę, zakłada m.in. podniesienie jakości kształcenia. Aby mobilizować do tego uczelnie, Ministerstwo chce ograniczyć dwuetatowość pracowników naukowych, aby bardziej identyfikowali się z jedną szkołą wyższą i przyczyniali do jej rozwoju. Moim zdaniem ma to sens, ale tylko wtedy, gdy płaca w jednostce pierwotnej będzie odzwierciedlała zdolności i zasługi nauczyciela. W przeciwnym wypadku zabranie szansy na dodatkowy zarobek jest zupełnie nieuzasadnione.

W projekcie pada też pomysł, aby urządzać konkursy na wszystkie stanowiska na uczelni, w tym rektora. Dodatkowo po każdym konkursie, jego wyniki miałyby być opublikowane na stronie internetowej Ministerstwa. To dałoby kilkadziesiąt tysięcy opublikowanych nazwisk w skali całej Polski. Potężna baza danych. Poza tym pomysł uważam za udany, wyeliminuje kolesiostwo.

Jest jeszcze jeden plan, który miałby poprawić jakość uczelni - premiowanie najlepszych ośrodków badawczych w Polsce poprzez udzielanie większego dofinansowania z rządu czy UE. Dokładnie chodzi o stworzenie mechanizmu wyłaniania Krajowych Naukowych Ośrodków Wiodących (KNOW), które przodują w badaniach naukowych. Lech Kaczyński podkreślił, że ma pewne zastrzeżenia co do rządowego projektu reformy szkolnictwa wyższego. Może razi go słowo „wyższego”? Nie mogę mu jednak odmówić pewnej racji. Podczas spotkania ze studentami i wykładowcami Uniwersytetu Śląskiego podkreślił, że popiera stworzenie nie tyle uczelni flagowych, co opowiada się za podwyższeniem poziomu nauki na poszczególnych, najefektywniejszych wydziałach. Tutaj zgadam się z nim w 100%. Premiowanie KNOWów może doprowadzić do tego, że uczelnie walcząc o granty będą stawiać na jak największą ilość w efekcie pseudonaukowych badań.

W przeddzień dyskusji w Sejmie podobne, acz w węższym gronie spotkanie miało miejsce w Toruniu. Tematyka ta sama, czyli reforma. Zmienił się tylko przedstawiciel Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego. Był nim dr Dominik Antonowicz, doradca prof. Barbary Kudryckiej. Towarzyszył mu jego drugi pracodawca, prof. Andrzej Radzimiński, rektor Uniwersytetu Mikołaja Kopernika, gdyż dr Antonowicz jest również socjologiem pracującym dla UMK.

W Toruniu, ku mojej uciesze, analizowano więcej konkretnych propozycji dla polskiego szkolnictwa wyższego. Antonowicz podał najważniejsze punkty „Partnerstwa dla wiedzy”, nie bojąc się skrytykować niektórych z nich. Zarówno on jak i rektor nieprzychylnie odnieśli się do pomysłu likwidacji indeksów, a zastąpienia ich w całości systemem elektronicznym. Dla mnie jako studentki sytuacja byłaby wymarzona, w końcu nie musiałabym biegać za prowadzącymi, by zdobyć wpis. Tylko trochę żal by było po latach, że nie ma żadnej pamiątki po z trudem zdobytych ocenach… Od razu jednak też nachodzi mnie obawa, czy, skoro już teraz Uniwersytecki System Obsługi Studentów w wielu przypadkach nie sprawdza się, to pewnego dnia nie okaże się, że według niego nie istniejemy na uczelni w ogóle, np. z powodu awarii systemu.

Doradca minister Kudryckiej zwrócił też uwagę na pomysł wyeliminowania patologii (nie boję się użyć nawet tak ostrego określenia), w której student ledwie radzący sobie z jednym kierunkiem, zaczyna studia na kilku następnych, tylko po to, aby otrzymywać większe stypendium. Taki „kombinator” może zabrać miejsce na wymarzonym kierunku innej osobie, która być może w takiej sytuacji będzie musiała zupełnie zrezygnować z wykształcenia. Według mnie to chore i egoistyczne zachowanie powinno zostać wyeliminowane.

Rektor Radzimiński również zabierał głos w dyskusji. Punkt widzenia nauczyciela akademickiego niewątpliwie był cenny, jednak rektor wyrażał jedynie swoje subiektywne przemyślenia na temat reformy oraz tego, jak aktualnie wygląda szkolnictwo wyższe. Zauważył na przykład, że poziom kształcenia znacznie spadł przez ostatnich kilkanaście lat, gdyż niemożliwym jest, by wśród 2 milionów studentów wszyscy byli przygotowani do studiowania. Nie można jednak nikomu odmówić studiowania tylko dlatego, że nie wszyscy są wybitnie uzdolnieni oraz, że brakuje nam w kraju ślusarzy i hydraulików. A już najbardziej nieludzkim zachowaniem byłoby wprowadzenie w tym celu opłat za studia. To, że takie rozwiązanie sprawdza się w innych krajach, nie znaczy, że Polska przystosowana jest do tego typu zmiany. Pomysły dotyczące finansów niestety uderzają w studenta. Reforma zakłada zniesienie stypendiów naukowych, które zastąpi semestralna nagroda rektora dla około 10 procent studentów. O 25 procent wzrośnie też minimalny dochód na osobę w rodzinie, upoważniający do stypendium socjalnego.

Czemu to wszystko ma służyć? Trudno powiedzieć, choć w większości nasuwają się pesymistyczne scenariusze. Na razie pozostaje mieć nadzieję, że konstrukcja, która będzie się opierać na trzech filarach reformy, nie runie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz