wtorek, 31 marca 2009

„RADEK SIKORSKI NASZYM PRZYJACIELEM JEST, JEMU CHWAŁA, JEMU CZEŚĆ”



To była długo wyczekiwana debata. Aula UMK wypełniła się po brzegi studentami. Takich tłumów nie widziała nawet na wyborach Miss UMK. A to wszystko za sprawą Ministra Spraw Zagranicznych, Radosława Sikorskiego, gwiazdy trzeciej Debaty Kopernikańskiej. Rozmowa dotyczyć miała bezpieczeństwa zjednoczonej Europy. Tematyka może i się zgadzała, ale ciężko używać tu określenia „rozmowa”.


Minister Sikorski został rzucony na pierwszy ogień, by wygłosić swój wykład. I znowu muszę uderzyć się w pierś, bo jego referatu nie można było nazwać wygłoszonym, a raczej przeczytanym. Od razu widać było, że nie jest w formie – przygarbiona postawa, zmęczony wzrok i niemożność wypowiedzenia zdania nie zerkając w kartkę. Ale przecież nie byliśmy tam po to, by skupiać się na aspektach zewnętrznych, tylko na treści. No właśnie… I tu dopiero zaczęły się schody. Po pierwsze, nie usłyszałam nic nowego, po drugie, nie usłyszałam nic ciekawego, po trzecie ciężko było mi skupić uwagę na kimś, kto do mnie czytał. W trakcie 40 minut wyjętych z mojego życia miałam wrażenie, że Sikorski stara się wytłumaczyć, dlaczego polskie wojska stacjonują w Afganistanie. Duża część jego wywodu na temat bezpieczeństwa Europy dotyczyła sytuacji w Afganistanie i Pakistanie. Zwrócił uwagę na łamanie praw w tych krajach, oraz wyraził szczerą nadzieję, że pewnego dnia Unia Europejska przekaże tyle samo euro co Stany Zjednoczone dolarów na pakistańskie dzieci.


Gdy odchodził od mównicy czułam się zawiedziona. Nie usłyszałam nic o kwestii, o której ostatnio w mediach aż buczy, a która zdecydowanie ma większy związek z bezpieczeństwem Europy niż dzieci z Pakistanu – tarczy antyrakietowej. Temat został przemilczany lub zapomniany, czy to celowo czy przypadkiem – teraz to już nie ma znaczenia. A debata toczyła się dalej. Pojawiła się szansa na rozbudzenie publiczności. Zmienił się prelegent.


„Na tapetę” wkroczył temat bezpieczeństwa energetycznego, a wraz nim specjalista w tej dziedzinie prof. Maciej Kaliski z Departamentu Ropy i Gazu w Ministerstwie Gospodarki. Ten wykład był bogatszy, mówca (tak, w tym przypadku mogę użyć tego określenia) wyposażył się w rzutnik, dzięki któremu mogliśmy podziwiać na slajdach różnego rodzaju statystyki. Niestety zasiały one wśród publiczności spore ziarno pesymizmu. Jeśli ktoś jeszcze nie zdawał sobie sprawy z sytuacji Polski na arenie międzynarodowej, to mógł się przekonać, że nasz kraj plasuje się na ostatnich miejscach we wszelkich wyliczeniach dotyczących gazu ziemnego. Najgorsze jest to, że wydobywamy mniej tego surowca niż niektóre kraje, chociaż mamy go więcej.


Chciałabym pamiętać, o czym mówił kolejny zaproszony specjalista, ale albo moja krzywa znużenia spadła już na samo dno, albo prof. Ryszard Zięba ze Stosunków Międzynarodowych UW nie popisał się umiejętnością zjednania sobie uwagi publiczności. Z całym szacunkiem dla jego wiedzy, ale obstawiam to drugie.

Na szczęście na mównicy pojawił się prof. Roman Backer, dyrektor Instytutu Politologii UMK. Silny, dobrze modulowany głos, doskonała postawa i trafne tezy. Znalazło się nawet miejsce na krótki dowcip. I wszystko to wygłoszone z pamięci!


Podczas wszystkich wystąpień nie sposób było nie zerkać w stronę Radka Sikorskiego, w końcu dla niego tam przyszliśmy. Głowa podparta dłonią, a w drugiej dzierży telefon. Czyżby jemu też się nudziło? Szybko jednak został wyrwany z marazmu. Rozpoczęła się część debaty przeznaczona na pytania. To, co tygryski lubią najbardziej.


Pierwszeństwo wywalczył prof. Witold Wojdyło, prorektor UMK do spraw studenckich. Pierwsze pytanie oparł na książce Przemysława Grudzińskiego „Państwo inteligentne” pytając, czy polityka w Polsce jest inteligentna. Drugie natomiast nawiązywało do filmu „Dziewiąta kompania”, w którym toczy się wojna pomiędzy ZSRR a Afganistanem. Profesor Wojdyło swoim pytaniem podważył słuszność stacjonowania Polski na terenie Afganistanu, oczekując sensownych argumentów na odparcie zarzutu. Takowe jednak nie padły, gdyż Minister rozgadał się o filmie, udając, że nie widzi, lub naprawdę nie rozumiejąc aluzji. Pytanie o inteligencję w polityce również zniekształcił, jednak czasu na konfrontację już nie starczyło, gdyż jak się okazało prorektor Wojdyło miał niemałe szczęście będąc w dwójce osób, którym udało się zadać Ministrowi pytanie.


Drugim Szczęśliwcem był przedstawiciel Stowarzyszenia Młodych Socjalistów, Aleksander Gavlas. Jego pytanie pozbawione było formy pytającej, przybrało raczej postać wyrzutów skierowanych w stronę Sikorskiego. Według niego Polska powinna wyrzec się siły, a politycy zrezygnować z robienia kariery politycznej wysyłając wojska do Afganistanu. Później były już tylko krzyki Gavlasa i śmiech widowni. Prawdopodobnie Młody Socjalista mógłby tak jeszcze godzinę, gdyby nie przerwał mu organizator. Gavlasa popierała zaledwie niewielka grupka studentów podnoszących w trakcie wystąpienia Radosława Sikorskiego kartki z napisem „ble ble ble”. Sikorski natomiast miał za sobą niemalże całą aulę. Gdy przytoczył znane powiedzenie „Każdy kraj ma wojsko – albo swoje albo obce” podniosła się burza oklasków. Został bohaterem. Może dlatego nikt w tej euforii śmiechu nie zauważył, że w gruncie rzeczy nie odpowiedział nawet na zarzuty zasłaniając się niekompetencją Młodych Socjalistów.


Przytaczam te wszystkie pytania, bo było ich tak niewiele, że zaczęłam się zastanawiać, czy organizatorzy aby na pewno rozumieją pojęcie „debata”. Po burzliwej akcji ze strony Aleksandra Gavlasa, wystraszyli się chyba, że sprawy kierują się na zbyt kontrowersyjny tor. Niestety to sprawiło, że debata nie posiadała niemal żadnych znamion rozmowy i wymiany poglądów.


Pozostaje tylko satysfakcja, że udało się zobaczyć i usłyszeć na żywo tak ważną personę, jak Radosław Sikorski. I mimo, że trafiliśmy prawdopodobnie na jeden z jego gorszych dni, to jemu i tak udało się wyjechać z Torunia z podniesioną głową.

poniedziałek, 23 marca 2009

REFORMA SZKOLNICTWA WYŻSZEGO – STRACH SIĘ BAĆ.

Jak będzie wyglądać szkolnictwo wyższe w Polsce za 10 lat? Być może nawet nie trzeba będzie ruszać się z domu, żeby studiować. A za 5 lat? Może sprzęt do badań naukowych dorówna światowym standardom. A za rok czy dwa? Tego właśnie dotyczyła dyskusja tocząca się 12 marca w Sali Kolumnowej Sejmu RP. A przynajmniej tego miała dotyczyć…

Na spotkaniu obecni byli przedstawiciele Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD), Banku Światowego, Komisji Europejskiej oraz urzędów odpowiedzialnych za szkolnictwo wyższe z Niemiec, Wielkiej Brytanii, Szwecji, Finlandii, Holandii i Francji. Nie mogło również zabraknąć prof. Barbary Kudryckiej, minister nauki i szkolnictwa wyższego. Zawiodłam się nieco, gdy już na początku minister stwierdziła, że nie będzie mowy o konkretach, a jedynie analiza światowych nowoczesnych trendów. Tylko po co? Żeby przekonać się, że póki co, nie mamy szans na wprowadzenie tych rozwiązań?

Najbardziej rozbawiła mnie wizja Jamila Salmi, koordynatora systemu szkolnictwa wyższego Banku Światowego. Ciekawym pomysłem byłoby zwracanie pieniędzy wpłaconych uczelni studentom, którzy po obronie pracy magisterskiej nie znaleźli pracy. Szkoda tylko, że Pan Salmi nie orientuje się w naszych realiach, bo wtedy wiedziałby, że po przyjęciu tego rozwiązania polskie uczelnie nigdy by się nie wypłaciły! W jego utopii rząd w niewielkim stopniu finansuje szkolnictwo wyższe, natomiast organizacje pozarządowe i przedsiębiorstwa gotowe są przekazać więcej pieniędzy niż uczelnie są w stanie wykorzystać. Marzenia… Które jednak Salmi poparł przykładami zaczerpniętymi z praktyki zaobserwowanej w różnych krajach świata. Godne pozazdroszczenia, bo naszych NGOsów na taką rozrzutność nie byłoby stać.

Projekt zmian wysunięty przez MNiSW to trzeci filar reformy. „Partnerstwo dla wiedzy”, bo taką nosi nazwę, zakłada m.in. podniesienie jakości kształcenia. Aby mobilizować do tego uczelnie, Ministerstwo chce ograniczyć dwuetatowość pracowników naukowych, aby bardziej identyfikowali się z jedną szkołą wyższą i przyczyniali do jej rozwoju. Moim zdaniem ma to sens, ale tylko wtedy, gdy płaca w jednostce pierwotnej będzie odzwierciedlała zdolności i zasługi nauczyciela. W przeciwnym wypadku zabranie szansy na dodatkowy zarobek jest zupełnie nieuzasadnione.

W projekcie pada też pomysł, aby urządzać konkursy na wszystkie stanowiska na uczelni, w tym rektora. Dodatkowo po każdym konkursie, jego wyniki miałyby być opublikowane na stronie internetowej Ministerstwa. To dałoby kilkadziesiąt tysięcy opublikowanych nazwisk w skali całej Polski. Potężna baza danych. Poza tym pomysł uważam za udany, wyeliminuje kolesiostwo.

Jest jeszcze jeden plan, który miałby poprawić jakość uczelni - premiowanie najlepszych ośrodków badawczych w Polsce poprzez udzielanie większego dofinansowania z rządu czy UE. Dokładnie chodzi o stworzenie mechanizmu wyłaniania Krajowych Naukowych Ośrodków Wiodących (KNOW), które przodują w badaniach naukowych. Lech Kaczyński podkreślił, że ma pewne zastrzeżenia co do rządowego projektu reformy szkolnictwa wyższego. Może razi go słowo „wyższego”? Nie mogę mu jednak odmówić pewnej racji. Podczas spotkania ze studentami i wykładowcami Uniwersytetu Śląskiego podkreślił, że popiera stworzenie nie tyle uczelni flagowych, co opowiada się za podwyższeniem poziomu nauki na poszczególnych, najefektywniejszych wydziałach. Tutaj zgadam się z nim w 100%. Premiowanie KNOWów może doprowadzić do tego, że uczelnie walcząc o granty będą stawiać na jak największą ilość w efekcie pseudonaukowych badań.

W przeddzień dyskusji w Sejmie podobne, acz w węższym gronie spotkanie miało miejsce w Toruniu. Tematyka ta sama, czyli reforma. Zmienił się tylko przedstawiciel Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego. Był nim dr Dominik Antonowicz, doradca prof. Barbary Kudryckiej. Towarzyszył mu jego drugi pracodawca, prof. Andrzej Radzimiński, rektor Uniwersytetu Mikołaja Kopernika, gdyż dr Antonowicz jest również socjologiem pracującym dla UMK.

W Toruniu, ku mojej uciesze, analizowano więcej konkretnych propozycji dla polskiego szkolnictwa wyższego. Antonowicz podał najważniejsze punkty „Partnerstwa dla wiedzy”, nie bojąc się skrytykować niektórych z nich. Zarówno on jak i rektor nieprzychylnie odnieśli się do pomysłu likwidacji indeksów, a zastąpienia ich w całości systemem elektronicznym. Dla mnie jako studentki sytuacja byłaby wymarzona, w końcu nie musiałabym biegać za prowadzącymi, by zdobyć wpis. Tylko trochę żal by było po latach, że nie ma żadnej pamiątki po z trudem zdobytych ocenach… Od razu jednak też nachodzi mnie obawa, czy, skoro już teraz Uniwersytecki System Obsługi Studentów w wielu przypadkach nie sprawdza się, to pewnego dnia nie okaże się, że według niego nie istniejemy na uczelni w ogóle, np. z powodu awarii systemu.

Doradca minister Kudryckiej zwrócił też uwagę na pomysł wyeliminowania patologii (nie boję się użyć nawet tak ostrego określenia), w której student ledwie radzący sobie z jednym kierunkiem, zaczyna studia na kilku następnych, tylko po to, aby otrzymywać większe stypendium. Taki „kombinator” może zabrać miejsce na wymarzonym kierunku innej osobie, która być może w takiej sytuacji będzie musiała zupełnie zrezygnować z wykształcenia. Według mnie to chore i egoistyczne zachowanie powinno zostać wyeliminowane.

Rektor Radzimiński również zabierał głos w dyskusji. Punkt widzenia nauczyciela akademickiego niewątpliwie był cenny, jednak rektor wyrażał jedynie swoje subiektywne przemyślenia na temat reformy oraz tego, jak aktualnie wygląda szkolnictwo wyższe. Zauważył na przykład, że poziom kształcenia znacznie spadł przez ostatnich kilkanaście lat, gdyż niemożliwym jest, by wśród 2 milionów studentów wszyscy byli przygotowani do studiowania. Nie można jednak nikomu odmówić studiowania tylko dlatego, że nie wszyscy są wybitnie uzdolnieni oraz, że brakuje nam w kraju ślusarzy i hydraulików. A już najbardziej nieludzkim zachowaniem byłoby wprowadzenie w tym celu opłat za studia. To, że takie rozwiązanie sprawdza się w innych krajach, nie znaczy, że Polska przystosowana jest do tego typu zmiany. Pomysły dotyczące finansów niestety uderzają w studenta. Reforma zakłada zniesienie stypendiów naukowych, które zastąpi semestralna nagroda rektora dla około 10 procent studentów. O 25 procent wzrośnie też minimalny dochód na osobę w rodzinie, upoważniający do stypendium socjalnego.

Czemu to wszystko ma służyć? Trudno powiedzieć, choć w większości nasuwają się pesymistyczne scenariusze. Na razie pozostaje mieć nadzieję, że konstrukcja, która będzie się opierać na trzech filarach reformy, nie runie.

niedziela, 8 marca 2009

Protest dla protestu?


Nadchodzi kryzys, a wraz z nim nadchodzą zmiany. A kryzys+zmiany=kłopoty.


Już od listopada wiadomo było (co poniektórym), że w Toruniu miały podrożeć akademiki. Wszystko z powodu szybujących w górę cen mediów. Sprawa nie cichła w grudniu, przewijała się w lokalnych mediach również w styczniu i lutym. Dyskusja na forum Uniwersytetu Mikołaja Kopernika była otwarta, samorząd studencki starał się znaleźć w forumowym wątku konsensus. Inna kwestią jest to, czy rozwiązania podsuwane przez forumowiczów-studentów były wzięte pod uwagę w rozważaniach samorządu, czy wdzięczność dla władzy za nadanie mu tak ważnej roli zniekształciła nieco jego widzenie świata... Jako reprezentacja braci studenckiej członkowie samorządu mieli wysunąć swoją propozycję dotyczącą podwyżek cen za mieszkanie w Domu Studenckim, co od początku, kiedy temat został podjęty było nieuniknione. Jednak nie dla wszystkich. Nie wszyscy również byli zdania, że studencka reprezentacja działa w interesie ogółu. A zatem trzeba było wziąć sprawy w swoje ręce! Szkoda tylko, że po fakcie…


„Młodzi socjaliści” wzięli się do roboty pod koniec lutego. Akcja ruszyła pełną parą – protest masowy. Protest przy ostatnim gwizdku, w obliczu wprowadzenia w życie podwyżek z początkiem marca, czyli od nowego semestru. To udało się wynegocjować członkom samorządu, którzy nie chcieli by ceny wzrosły w trakcie roku akademickiego, aby dać możliwość osobom niezadowolonym ze zmian poszukania lokum gdzie indziej. Sukces to jednak wątpliwy, zważając na fakt, że ewentualna przeprowadzka po pierwszym semestrze to nic innego jak przeprowadzka w środku roku akademickiego.


Spotkania w każdym akademiku, podniosłe mowy, wspólne narzekanie, aż wreszcie chęć zapobieżenia zmianom – „Młodzi socjaliści” szybko zjednali sobie tym ponad 1200 mieszkańców akademików. Bo tyle podpisów znalazło się pod petycją skierowaną do rektora UMK. Przyjął, przeczytał, a nam pozostaje czekać na decyzję. Ale jaką? Tego nawet najstarsi studenci nie wiedzą. Bo jak tu podjąć decyzję, skoro oczekiwania są dosyć sprzeczne, a ewentualnych propozycji rozwiązań brak. „Nie chcemy płacić więcej, ale chcemy lepszych warunków mieszkaniowych. My dostarczyliśmy petycję, Ty myśl, co z tym zrobić”, zdają się mówić protestujący. Samorząd zarzuca im kompletny brak merytorycznego uzasadnienia swoich żądań. Podniesienie standardów i pozostawienie cen bez zmian w obliczu rosnących kosztów w akademikach wydaje się być absurdem i wyklucza się wzajemnie. Poza tym akcja przeprowadzona jest za późno. Kiedy był czas na pertraktacje, studenci z „Młodymi socjalistami” na czele spali. Dziś tłumaczą się niewiedzą, brakiem komunikacji z tymi, którzy wiedzieli. Przypomina mi się stara dziecięca wyliczanka „…a dziad wiedział, nie powiedział, a to było tak…”. A może powiedział, tylko nie wszyscy słuchali.


Na jednym ze spotkań protestacyjnych zjawili się „samorządowcy”. Równali z ziemią każdą propozycję organizatorów akcji. Dobrze przygotowali się do obrony swojego stanowiska, w końcu siedzieli w tym od dawna. Wtedy nikt prócz nich nie odważył się zabrać głosu. Jednak po spotkaniu zostało kilka osób przekonując socjalistów, że są z nimi. Z nimi, a przeciwko „tamtym”. Teraz już nie wiadomo, czy walka dotyczyła cen akademików, czy toczyła się między samorządem, uznanym za zdrajcę, a jego przeciwnikami. Ciężko też wywnioskować, jaka rzeczywiście była rola „samorządowców” – obrona interesów studentów czy racji Uniwersytetu. I kogo uznać winnym całego zamieszania? A może to wina wszechobecnego kryzysu? Chyba najbezpieczniej przyjąć takie wyjaśnienie… Jak śpiewał Grabaż z Pidżamy Porno: „Czasy są niepewne - sytuacja jest napięta…”

wtorek, 3 marca 2009

Studia, studia i jeszcze raz studia

Cześć!
Jeśli, tak jak ja, jesteście studentami i interesujecie się tym, co dzieje się w świecie nauki i szeroko pojętej tematyce studiów, to jesteście na odpowiednim blogu. Tutaj znajdziecie komentarze na temat aktualnych wydarzeń, działań podejmowanych zarówno przez studentów jak i władze polskich uczelni. Bo studiowanie to nie tylko siedzenie z nosem w książkach...
Pozdrawiam!