poniedziałek, 6 kwietnia 2009

POKAŻ NA CO CIĘ STAĆ - NAPISZ PRACĘ



W życiu każdego studenta przychodzi taki moment, kiedy trzeba zmierzyć się z napisaniem pracy licencjackiej, tudzież magisterskiej. Wiele razy słyszeliśmy od starszych kolegów, że wymaga to sporego samozaparcia i mobilizacji. Jednak takie ostrzeżenia nie przemawiają do nas, dopóki sami nie staniemy z problemem oko w oko…


Mówi się, że połowa sukcesu to wybranie dobrego tematu, czyli takiego, który jest dla nas interesujący i, o którym mamy chociaż minimalne pojęcie. Nic bardziej mylnego. Co prawda dobrze pisać o czymś, co nas ciekawi, jednak z doświadczenia wiem, że w żaden sposób nie zniweluje to naszego lenistwa, które nie pozwala nam zasiąść do pracy. To właśnie lenistwo jest naszym największym wrogiem, a zaraz za nim stoi brak czasu. Bo przecież wiosenne porządki czy polowanie na nowe buty też są ważne! Gdzieś tam na końcu czai się brak pomysłów, jednak w toku pisania zazwyczaj wpadnie do głowy jakiś zadziwiająco genialny koncept. A zatem drugą połową, która składa się na sukces naszej pracy jest skończenie z próżniactwem i zabranie się do intensywnej roboty.

Włączamy nasze szare komórki na najwyższe obroty i zatracamy się zupełnie w wymyślaniu tworu, zwanego pracą licencjacką bądź magisterską i wtedy… STOP! Te wszystkie „kwiatki” czające się tuż za przecinkiem nie mogą pozostać niezauważone. I właśnie od tego jest nasz promotor – półbóg, półczłowiek. Dokonajmy szybkiej kalkulacji: Promotor prowadzi grupę seminarzystów studiów licencjackich już od 2 roku, a magisterskich od 4, ma więc po jednej grupie z 2, 3, 4 i 5 roku, a w każdej z nich średnio po 15 osób (w przypadku mojej grupy jest to przeszło 20 osób!), daje nam to więc minimum 60 osób, z czego każda z innym tematem pracy. Doprawdy podziwiam człowieka, który to ogarnia i ma jeszcze jakiekolwiek życie prywatne. Nie wspominając o tym, że przecież normalnie prowadzi zajęcia na uczelni. Dla mnie nie lada wyczynem byłoby zapamiętanie samych tematów i przyporządkowanie ich do konkretnych osób, a co dopiero dogłębna analiza każdego z nich. Ale jest jeszcze druga strona medalu – otóż nie każdy promotor okazuje się aniołem. Znane mi są przypadki, kiedy student przynosi gotowy rozdział, promotor skreśla połowę z nakazem poprawy, student na następne spotkanie przynosi pracę w zupełnie niezmienionym kształcie, a promotor jest zadowolony z postępów. Bądź tu mądry i pisz wiersze. Ale lepsze to, niż nic, bo i tak się zdarza. Promotor jest na papierze, ale nie uraczysz go fizycznie. Różne są powody takiej niedyspozycji, ale, na Boga, w takiej sytuacji pozostawieni na pastwę losu studenci na dwa miesiące przed obroną odchodzą od zmysłów. Im pozostaje tylko czekać, aż ktoś się nad nimi zlituje albo… no właśnie, co wtedy?

Często w chwili załamania i rozpaczy, kiedy problemy w napisaniu pracy piętrzą się niczym Mount Everest, przychodzą do głowy różnego rodzaju myśli. Kiedy punkt depresyjny jest coraz bliżej, najbardziej optymistyczna jest myśl o przełożeniu obrony na późniejszy termin. Ten gorszy wariant (choć w tym momencie studentowi wydaje się on najlepszym) to kombinowanie. Kombinować też można na różne sposoby: albo zrobienie plagiatu albo po prostu kupienie pracy w całości od życzliwej i przedsiębiorczej osoby. Mam znajomego promotora, który zasypuje mnie historiami o jego studentach-kombinatorach. Jeden posunął się do tego, że zamieścił bez zmian obszerne fragmenty artykułu swojego promotora, po czym szczęśliwy oddał pracę. Jeszcze inny ściągnął opracowanie ze strony internetowej typu „sprzedammagisterke.pl”. Pech chciał, że była ona pisana kilka lat wcześniej, więc niektóre fakty były nieaktualne, np. że w Polsce niektóre banki zaczynają wprowadzać elementy bankowości elektronicznej. Byli też tacy, co to jako przypis podawali „sciaga.pl”. Polak potrafi. Ku przestrodze dodam, że w ciągu ostatniego roku w samym Toruniu na Uniwersytecie jedna studentka została wydalona z uczelni za popełnienie plagiatu, a dwie inne zawieszone w prawach studenta na rok. Dodatkowo w walce z nagminnym plagiatowaniem prac naukowych pomaga system komputerowy plagiat.pl, ale jak to się mówi dla chcącego nic trudnego, więc podobno i ten program da się obejść…


Nastraszyłam i zniechęciłam młodych badaczy, więc może kilka słów o zaletach pisania prac licencjackich i magisterskich. Są kierunki studiów, które od piszącego wymagają jedynie analizy jakiegoś dzieła lub biografii wybranej osoby. Nie wymaga to dużego wysiłku. Są jednak również kierunki, na których przy pisaniu pracy na koniec studiów wymaga się przeprowadzenia badań oraz pogłębionej analizy. Choć pochłania to zdecydowanie więcej czasu, to ma swoje plusy. Jedna z moich znajomych opisuje pewną działaczkę z Pomorza z okresu II wojny światowej. Miała spore trudności z dotarciem do opracowań, które wyczerpywałyby temat. Postanowiła więc znaleźć osobę, która o kobiecie wie tyle, co nikt inny. Skontaktowała się z jej przyjaciółką, która obecnie mieszka w Sztokholmie w Szwecji. Starsza pani była na tyle miła, że pozwoliła jej spędzić u siebie cztery dni, a już na najbliższe wakacje umówiły się na dłuższy pobyt w stolicy naszych zamorskich sąsiadów. Jak widać badania terenowe przynoszą niewątpliwe korzyści, a pisanie pracy może stać się życiową przygodą. Trzeba tylko wiedzieć, jak się do niej zabrać i zaprzyjaźnić z myślą, że magisterka czy licencjat nie jest dla studenta karą, a szansą, by pokazać na co go stać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz